Drukuj
Kategoria: Wydkulturalne
Odsłony: 1350

altNie wiem dlaczego Majowie postanowili zakończyć swój kalendarz 21 grudnia 2012 roku i nawet nie próbuję się domyślać jakimi racjami się kierowali. Nie wiem też, dlaczego premier Donald Tusk  po ubiegłorocznym sukcesie wyborczym postanowił wcześniej niż tego się spodziewałem rozmienić to zwycięstwo na drobne, co akurat  mnie nie smuci, bo z neoliberałami nie jest mi po drodze. Wiem za to jedno: świat neoliberalnego globalizmu zmierza do końca i to jest  - chwała Bogu - proces nieuchronny. Na naszym rodzimym gruncie polskim nie wiedzieć dlaczego nic po „cudzie zielonej wyspy” nie chce się udać; ani reforma prokuratury, ani emerytalna, ani "świetna i przełomowa" ustawa refundacyjna, ani cichcem zaakceptowane porozumienie ACTA, ani nawet priorytetowe autostrady na EURO -2012 o czym jeszcze cicho, chwilowo.  Tak się składa, że jestem autorem  pracy pt. „Globalizacja. Ogląd z perspektywy peryferyjnej” -  napisałem ją na przełomie  2008 i 2009 roku pod kierunkiem prof. Katarzyny Sobolewskiej – Myślik (córka i kontynuatorka Szkoły prof. Marka Sobolewskiego – uczonego uważanego za jednego z klasyków polskiej politologii – p. K.D.) , czyli popełniłem tą moją pracę gdzieś tak w środku  trwania „polskiego sukcesu gospodarczego” i patrząc na to co dzieje się obecnie, to z zupełnie subiektywnego punktu widzenia żałuję że jej wówczas nie opublikowałem, bo zadziwiająco wiele tez i wniosków z tej pracy zaczyna mi się sprawdzać.

Na przykład charakteryzując zmierzającą do schyłku globalizację wg modelu neoliberalnego napisałem:

„ Neoliberałowie potrzebują zarówno państwa jak i instytucji rządowych, skutecznego prawa, agend i organizacji. Deregulacja we współczesnym świecie nie oznacza zupełnego braku regulacji. Prywatyzacja sektora publicznego nie oznacza wg liberalnego globalizmu braku i bezczynności państwa. /…/ Dotąd, dopóty wolny, nie spętany granicami, cłami i innymi utrudnieniami światowy wolny rynek sobie radzi, to w przypadku stawiania oporu przez społeczeństwo, państwo winno na to społeczeństwo wywrzeć korzystną dla wolnego rynku presję. Jeśli przytrafi się kryzys, to to samo państwo powinno pospieszyć z pomocą wolnemu rynkowi.”


altDziś, gdy mamy do czynienia z kryzysem wywołanym podpisaniem przez premiera Donalda Tuska  – via ambasador RP w Japonii Jadwigę Rodowicz w miniony czwartek 26 stycznia 2012 o 3 w nocy w siedzibie MSZ Japonii – porozumienia w sprawie zawarcia umowy handlowej dotyczącej zwalczania obrotu towarami podrobionymi między Unią Europejską i jej Państwami Członkowskimi, Australią, Kanadą, Japonią, Republiką Korei, Meksykańskimi Stanami Zjednoczonymi, Królestwem Marokańskim, Nową Zelandią, Republiką Singapuru, Konfederacją Szwajcarską i Stanami Zjednoczonymi Ameryki zwanym ACTA, nie mogłem sobie podarować takiej przyjemności, żeby nie przypomnieć do czego w neoliberalnej filozofii globalizacji służy państwo. Nasza władza państwowa stara się bardzo gorliwie przypodobać możnym tego świata: a to nadgorliwie wysyłając niedoszkolone i  niedozbrojone wojsko w zapalne punkty światowych konfliktów, a to biorąc na barki organizację europejskiej imprezy na którą tak po ludzku nas nie stać. Tutaj najlepszą ilustracją jest Grecja, która wzięła się swego czasu za organizację Olimpiady - 2004, na którą tego kraju podobnie jak nas obecnie na Euro - 2012 stać nie było, a jakie są tego efekty w Grecji widać, gdy kraj ten jest w zasadzie bankrutem sztucznie podtrzymywanym przy życiu przez globalną finansjerę starającą się  z trupa wycisnąć ostatnie soki, zmuszając przy tym biedniejszych krewnych na zrzutkę dla „leniwych Greków” (tzw. pożyczka dla MFW dla ratowania Grecji).  Gorliwa Polska postanowiła w trakcie swojej „Prezydencji UE” mieć kolejny sukces, czyli podpisanie przez UE porozumienia ws. ACTA. Rada UE decyzję o podpisaniu go podjęła za polskiej prezydencji na posiedzeniu 15-16 grudnia 2011 z udziałem ministrów rolnictwa i rybołówstwa, pod przewodnictwem Marka Sawickiego. Kraje UE uzgodniły przystąpienie do porozumienia na szczeblu eksperckim; w takim przypadku jest przyjętą praktyką, że formalną decyzję podejmują bez dyskusji ministrowie na dowolnym posiedzeniu. Ponad rok wcześniej – 24 listopada 2010 roku w Europarlamencie polscy europosłowie gremialne w głosowaniu poparli ACTA o czy wskazuje poniższe zestawienie:
Za ACTA głosowali:
z PO: Małgorzata Handzlik, Jolanta Emilia Hibner, Danuta Maria Hübner, Danuta Jazłowiecka, Sidonia Elżbieta Jędrzejewska, Filip Kaczmarek, Jan Kozłowski, Krzysztof Lisek, Bogdan Kazimierz Marcinkiewicz, Jan Olbrycht, Jacek Saryusz-Wolski, Joanna Katarzyna Skrzydlewska, Bogusław Sonik, Jarosław Leszek Wałęsa, Paweł Zalewski, Artur Zasada, Tadeusz Zwiefka,
z PiS: Tadeusz Cymański, Marek Józef Gróbarczyk, Michał Tomasz Kamiński, Ryszard Antoni Legutko, Marek Henryk Migalski, Jacek Olgierd Kurski, Mirosław Piotrowski, Tomasz Piotr Poręba, Konrad Szymański, Zbigniew Ziobro
z PSL: Andrzej Grzyb, Jarosław Kalinowski, Czesław Adam Siekierski.
Wstrzymali się od głosu: Rafał Trzaskowski, Lena Kolarska-Bobińska, Róża Thun – wszyscy troje z PO.
Przeciw głosowali posłowie SLD i UP: Lidia Joanna Geringer de Oedenberg, Bogusław Liberadzki, Wojciech Michał Olejniczak, Joanna Senyszyn, Marek Siwiec, Janusz Władysław Zemke, Adam Gierek.
   Spośród głosujących za ACTA dr Marek Migalski ze szczerością publicznie napisał, że nie wiedział za czym głosuje głosując za ACTA, a ponadto nie  zawsze i nie do końca wie za czym głosuje i nie tylko on tak robi. Przyglądając się zmianom stanowisk niektórych ugrupowań, wolno przypuszczać że podobnie jak dr Migalski swoje poselskie czy europoselskie powinności czyni wielu z nich.  To mnie osobiście nie specjalnie dziwi. Ja mam największe pretensje o to wszystko co na polskim gruncie w sprawie ACTA się podziało do ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego, za to że nie dopełnił wymogu konsultacji społecznej, a z kolei najbardziej mi żal ministra administracji i cyfryzacji Michała Boniego, który musi to nawarzone przez pana ministra Zdrojewskiego piwo pić. Odnoszę wrażenie, że rację mają ci, którzy w tzw. kuluarach salonów politycznych powtarzają, że Zdrojewski „ministrem kultury” nie chciał być, a marzył o resorcie obrony narodowej. Tak czy siak twierdzę, że pod Jego rządami jest to najsłabszy resort kultury od wielu, wielu lat. Jeśli ACTA przyczyni się do zmiany ministra kultury – a chodzą takie słuchy kiedy piszę ten tekst - to choć za to będę ACTA wdzięczny. Żeby była jasność to nie tylko „za ACTA”, ale wiele innych „kwiatków” takich jak choćby grypsujący Chopin w niemieckiej wersji, fiasko programu „Kultura+” i dyletanctwo emisariuszy Narodowego Centrum Kultury w sprawie kultury lokalnej, awersję do konsultowania ważnych spraw poza wybranym z klucza środowiskiem przytakiwaczy, a przecież jak żadne inne, ministerstwo kultury i dziedzictwa narodowego winno w swoim działaniu angażować nieco serca, którego brak choćby odrobinę.  Gdzie jak gdzie, ale w tym właśnie resorcie powinna obowiązywać maksyma wygłoszona swego czasu przez Abrahama Lincolna:
„Jeśli chcesz pozyskać innego człowieka dla swojej sprawy, zacznij od przekonania go, że jesteś jego prawdziwym przyjacielem.”
Okazuje się, że nasza władza jest prawdziwym przyjacielem globalnych potentatów i ich interesów pragnie bronić, a nie interesu własnego społeczeństwa – stąd prawdopodobnie założenie, że jeśli zrobimy to po cichu, to jakoś to przejdzie. Nie przeszło i to jest optymistyczne; bo trudno przypuszczać, aby władza nie wiedziała o tym, że my Naród Polski nie jesteśmy eksporterem, ale raczej importerem dóbr intelektualnych w globalnym obrocie, że jesteśmy szczególnie wyczuleni na swobody obywatelskie, a jednocześnie nie jesteśmy tacy głupi, aby nie wiedzieć co służy naszym interesom, a co nie. ACTA aby weszło w życie musi być ratyfikowane przez Sejm i podpisane przez Prezydenta RP.  Mam nadzieję, że moje stanowisko w kwestii ACTA jest jasne; jestem zbudowany postawą młodzieży która manifestuje przeciw ACTA i  nie zrażajcie się tym, że media informujące o waszym proteście lansują tezy wygodne dla ich właścicieli.