Drukuj
Kategoria: Salonik Samorządowy
Odsłony: 809

altTydzień temu 18 listopada w Pruszkowie coś się wydarzyło, nie tylko w PSL –u , gdzie podczas  XI Kongresu Ludowców doszło do nieoczekiwanego jednak wyboru Prezesa PSL, ale też wydarzyło się coś w polskiej polityce.  Od dekady wiadomym jest że polska scena polityczna została zabetonowana przez główne siły polityczne. Pokłosiem owego zabetonowania jest nie tylko consensus parlamentarny, ale też wytworzenie się trwałego establishmentu politycznego czego efektem jest wodzowski system partyjny; nikt nie wyobraża sobie PO bez Tuska, PiS-u bez Kaczyńskiego, SLD bez Millera, a do niedzieli nie wyobrażano sobie PSL –u bez Pawlaka.  Tymczasem raczej niespodziewanie dla obserwatorów to właśnie od konserwatywnego i przewidywalnego PSL – u nadszedł sygnał, że coś jest na rzeczy. Nieliczni przed Kongresem ludowców zwrócili uwagę  na apel Pawlakowego kontrkandydata do prezesowego fotela.  W liście do delegatów na XI Kongres PSL obecny prezes Janusz Piechociński pisał:
„ Mój start w wyborach na prezesa NKW PSL może wydawać się zaskakujący. Bo oto poseł Piechociński staje w szranki z obecnym Prezesem, który jest jednocześnie wicepremierem i ministrem gospodarki polskiego rządu. Mało tego, dzieje się to w czasie, gdy jesteśmy już 5 lat w koalicji rządzącej. Nie mam mentalności samobójcy, nie wystartowałbym, gdyby sprawy w Stronnictwie szły w dobrym kierunku. Mowa tu przede wszystkim o sprawach wewnętrznych naszej partii.”

Piechociński ostatecznie różnicą 17 głosów wygrał prezesurę z Pawlakiem co świadczy o tym, że  nieznacznie przeważył pogląd iż konserwatywny kurs Pawlaka i zwasalizowanie PSL-u  wobec PO może wkrótce doprowadzić Stronnictwo do zniknięcia z ław parlamentarnych. Te obawy patrząc na sytuację Stronnictwa choćby w regionie tarnowskim nie są pozbawione podstaw.  Trzeba zabrać się do roboty apelował tuż po wyborze Piechociński i wiedział co mówi, ale jak pokazała odpowiedź konkurenta co innego szczere chęci, a co innego realia.  Prezes Janusz Piechociński apelował i klękał przed delegatami:
„Nie jestem prezesem, tylko sługą Was wszystkich. Tych, którzy Was tutaj delegowali. Tych, którzy przyszli na spotkanie PSL-u, tych, którzy są od lat i tych, którzy się nie dawno zapisali. /…/ Jest wielka robota w Polsce do zrobienia, nie wolno się na demokrację obrażać.”
Waldemar Pawlak się obraził i złożył dymisję z funkcji rządowych, a delegaci Kongresu pokazali nowemu prezesowi że ma ich zaufanie, ale nieco reglamentowane, bo zamiast rekomendowanego przez Piechocińskiego Adama Jarubasa (młodego popularnego polityka PSL ze Świętokrzyskiego),  przewodniczącym Rady Naczelnej PSL  został stary wyga Jarosław Kalinowski – wygrał z Jarubasem różnicą zaledwie 3 głosów.  Emocje na Kongresie odgrywały dużą rolę, wystarczy nadmienić, co nie uszło uwagi obserwatorom,  że Ewa Kierzkowska ( w poprzedniej kadencji wicemarszałek Sejmu desygnowana przez Klub Parlamentarny PSL), zaufana Waldemara Pawlaka, obecnie minister w altKancelarii Premiera , odmówiła podania ręki nowemu prezesowi.  W tych dniach prezes Piechociński zajęty jest głównie nowymi rozdaniami personalnymi w koalicji. Zadanie dość karkołomne, bo większy brat w koalicji nie przewidywał przegranej Pawlaka i niezbyt dobrze odbiera postać jego następcy. Z drugiej strony zaczęło się gromkie mediów i ekspertów nawoływanie do tego, aby Piechciński wszedł do Rządu – to z kolei kłóci się z zamiarem nowego Prezesa, który uważa że podstawowym jego zadaniem jest naprawa sytuacji wewnętrznej w partii – sytuacja nie do pozazdroszczenia i Piechociński na zasadzie "nie chcem, ale muszem" do Rządu wejdzie jako wicepremier bez teki ministerialnej. Piechociński zresztą bardzo szybko zadeklarował że koalicja z PO jest nie do ruszenia i ten punkt widzenia zdaje się mieć racjonalne podstawy, bo nawet gdyby Piechocińskiemu nie było po drodze z Tuskiem to musi mieć jakiś czas na to, aby zatrzymać sprawy w Stronnictwie które jak sam twierdzi idą w złym kierunku. Jako wicepremier bez teki może od biedy naprawiać Stronnictwo. Wszystko zależy od determinacji Prezesa i od zachowania większego koalicjanta.  Może się okazać że Piechociński nie będzie miał wyboru i albo się podda, a to oznacza klęskę na starcie prezesury, albo zaryzykuje politycznym vabank i wtedy koalicja zatrzeszczy w posadach. Politolog Uniwersytetu Warszawskiego dr Olgierd Annusewicz uważa, że niezależnie od decyzji, które niebawem zapadną, umowa koalicyjna nie jest aktem prawnym i w każdej chwili może zostać zerwana. Taki scenariusz oznaczałby jednak wcześniejsze wybory. Gotowa na nie jest opozycja. W styczniu Prawo i Sprawiedliwość zapowiada złożenie wotum nieufności wobec rządu Tuska. Politycy PiS-u nie ukrywają, że liczą na wsparcie PSL-u. Jeśli PO zdecyduje sie na zagonienie Piechocińskiego do politycznego narożnika, to kto wie czy nie zdecyduje się on na pokerową zagrywkę. 

Ilustracje do tekstu  pochodzą ze strony www.piechocinski.pl