Część II
Babcia Maria i moi rodzice
Władysław, mój ojciec (podobnie jak brat Franciszek i ja) stronił od wódki. Pamiętam go jeden raz podpitego, gdy starał się o płot koło domu. Był dobrym, bardzo pracowitym rolnikiem. Trafił na lata 30 – te kryzysu; była bieda, tyle że jedzenia nie brakowało. Gospodarował na 13 hektarach i w tej chwili (2008 rok) tyle tam pozostało. Był schorowany: przeszedł malarię, której nabawił się we Włoszech, nad Piawą. Jako żołnierz armii austriackiej przebywał tam 2 lata w czasie I wojny światowej. Warunki mieli straszliwe; mieszkali w okopach, jedzenie – mówił – gorsze było niż dawał świniom w Faściszowej. Po powrocie z wojny malaria go jeszcze prześladowała, miał wysoką gorączkę. Matka się nad nim użalała, dostał ojcowiznę. W 1919 roku ponownie w niepodległej Polsce został wcielony do wojska i spędził zimę 1919/20 i okres „Cudu nad Wisłą” w okopach pod Gorlicami walcząc z bolszewikami o wschodnią granicę Polski – o Lwów, Przemyśl. Mój ojciec Władysław kończył 3 klasy szkoły podstawowej, moja mama – 4 klasy.
Po śmierci ojca Jana (mojego dziadka), mój ojciec Władysław rozgląda się za żoną. Jest oczekiwany u najbliższej sąsiadki Gacki, gdzie mu obiecywano dużo morgów z lasem przylegających do jego pól. Jeździ jednak do Rzepiennika – 18 kilometrów – do 16 – letniej Zosi Gąsior. Poznał Ją na jarmarku w Zakliczynie. Na te tradycyjne duże jarmarki często przyjeżdżali z Rzepiennika. Jeździł okrężnymi drogami, aby Gacka nie widziała. Ojciec mojej Mamy Zosi, mój dziadek po kądzieli - Jędrzej Gąsior, został zabrany do wojska w 1915 roku i zginął w czasie I wojny światowej. Moja babcia – Maria Gąsior, została z czwórką dzieci: Stanisław (mieszkał w Moszczenicy, miał dwóch synów, bardzo ceniony w okolicy gdyż, zorganizował wzorowe gospodarstwo, leczył zwierzęta i naprawiał sprzęt rolniczy), Zofia – moja Mama, Józef (zmarł w 1996 r.) w Rzepienniku (miał trzech synów, w tym Rysiek – dr medycyny) i Janina Sadłoń – ośmioro dzieci: w tym 6 córek (stąd mówiono „pagórek sześciu córek”) i dwóch synów. Najstarsza – Helena Bączek mieszkała w Szczucinie, nauczycielka, bardzo gościnni ludzie. Do jej męża – Zygmunta nieraz jeszcze ostatnio zajeżdżałem, ożenił się ostatnio (2007) z koleżanką – nauczycielką.
W roku 1916 pojawił się nagle na horyzoncie mojej babci Marii w Rzepienniku bardzo przystojny, uroczy, o wrodzonej inteligencji, młodszy od babci mężczyzna, Henryk Zaprzałka (mój chrzestny ojciec) i chce się żenić. Babcia się waha, gdyż o mężu, moim dziadku nigdy nie dostała żadnej wiadomości. A może gdzieś żyje i wróci? Henryk obiecuje, że jeśli tak się stanie, on odejdzie. Bardzo dobrze żyli, a o dziadku nigdy nic się nie dowiedziała. Tak więc nigdy nie miałem prawdziwego dziadka i mówię to teraz swoim wnuczkom, które mają jeszcze dwóch dziadków i jedną babcię, druga babcia zmarła w 2005 roku na raka (Zosia Linek, urocza kobieta).
Babcia Maria (po kądzieli) była również bardzo energiczną kobietą, rządziła Henrykiem, a szczególnie lubiła swatać w okolicy. Dla mnie też przewidywała żonę z Rzepiennika i kiedykolwiek tam zajeżdżałem, w tym kierunku działała. Wielokrotnie te 18 km pokonywałem pieszo polami, do prosta górami i zarówno babcia jak i Henryk byli dla mnie przemili. Babcia wsadzała mnie pod dużą pierzynę i dawała dobrze jeść. Dzieci jej przeszkadzały i wobec tego postanowiła oddać natychmiast w 1926 roku 17 – letnią córkę Zosię Władysławowi Boczkowi do Faściszowej.
Zdjęcie ilustrujące odcinek zostało wykonane w 1959 roku. Na fotografii znajdują się m.in.: Władysław Boczek – ojciec Profesora, ciocia Janina Sadłoń, chrzestny Henryk Zaprzałka i babcia Maria Gąsior.
Cdn.