Mieszkańcy Rudy Kameralnej na brak atrakcji raczej narzekać nie mogą. Częste imprezy na świetlicy ZCK, równie częste ostatnio spotkania w ramach programu „Wioska tematyczna” to już norma. Powoli tradycją stają się też imprezy organizowane w Domu Agroturystycznym „Pod Lupą”. Okazją do kolejnej był Dzień Matki. A jako że organizator, Pan Andrzej Lupa, nic nie robi w wersji „mini” więc impreza była jak się patrzy…
Jak przystało na dobrego gospodarza osobiście, konno objechał wszystkie gospodarstwa wręczając zaskoczonym gospodyniom zaproszenia. Tradycyjnie punkt zborny wyznaczono w centrum wsi, gdzie o 16-tej czekała orkiestra górnicza z Bytomia oraz 5 furmanek zaprzężonych w silne, góralskie koniki. Nastąpiło krótkie powitanie gości przez organizatora oraz sołtysa Pana Roberta Ogórka, po czym przy dźwiękach muzyki orszak ruszył, wzbudzając niemałą sensację wśród mieszkańców i turystów.
Wspaniałe konie, ubrani w góralskie stroje woźnice i wieloosobowa kapela stanowiły naprawdę piękny, od lat niespotykany widok. Droga, choć blisko 4 kilometry trzeba przebyć do Domu Agroturystycznego, zleciała szybko przy dźwiękach muzyki i gromkim śpiewie gości, a na miejscu czekała kolejna, tym razem góralska kapela. Po krótkim powitaniu goście zasiedli do suto zastawionych stołów. Podano tradycyjne potrawy, wśród nich pyszne gołąbki w sosie borowikowym (borowiki uzbierane przez właścicielkę Panią Ludwikę Repeta w okolicznych lasach). Dotarł również gość honorowy Pan burmistrz Jerzy Soska, który mimo nawału pracy zawsze znajduje czas dla mieszkańców Rudy Kameralnej i chętnie bierze udział w organizowanych tu uroczystościach.
Kolejnym punktem programu był wiersz „Dla Mamy” ułożony i ślicznie wyrecytowany przez Oliwię Winiarską. Wzruszone Mamy, w pięknych krakowskich oraz góralskich strojach otrzymały kwiaty i drobne upominki od organizatorów, ubranych z kolei … w stroje górnicze. Taki był zamysł – integracja trzech kultur: góralskiej, śląskiej i krakowskiej. Stąd także dwie kapele – śląska i góralska. Były tańce, muzyka, była świetna zabawa, świetne, swojskie (a jakże!) jadło. Nie zabrakło konkursów, między innymi zawody w wiązaniu krawatów czy karmienie partnera kisielem na czas… z zawiązanymi oczami. Można też było przyjrzeć się codziennej pracy w gospodarstwie, wspaniałym samochodom terenowym oraz zjeść potrawy z grilla. Tradycyjnie zabawa trwała do „białego rana” a gości odwieziono pod same drzwi domów.
I ja tam byłem, jadłem, piłem, dobrze się bawiłem, a co zobaczyłem niżej przedstawiłem
Maciej Turczak