Wojciech Kobylański. Urodzony w 1992 r., w Tarnowie. Członek Tarnowskiego Towarzystwa Fotograficznego. Fotografuje od 12. roku życia. Interesuje się głownie fotografią reportażową oraz dokumentalną. Obecnie współpracuje z Wydawnictwem S-CAN i portalami internetowymi.
Fotografie prezentowane na tej wystawie, powstały w czasie niecałej doby, podczas obchodów rocznicy śmierci cadyka Elimelecha. Z tej okazjina jego grób przybywają tłumy chasydów z całego świata.
Piotr Bernacki (ZPAF, AFIAP)
Nazywano go lekarzem dusz i ciał. Wierzono nawet, że czyni cuda, uzdrawia nieuleczalnie chorych, potrafi się porozumiewać ze zwierzętami. Cadyk z Leżajska zawsze łagodził spory,nie dopuszczał do podziałów. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że był człowiekiem dialogu i pojednania. Tak o Elimelechu z Leżajska w tygodniku „Wprost” przed kilkoma laty pisał Szewach Weiss, ambasador Izraela w Polsce. Elimelech Weissblum urodził się w 1717 roku, żył tyle ile sam król Dawid. Był uczniem wybitnego Dow Bera z Międzyrzecza, po śmierci którego przybył i osiedlił się właśnie w Leżajsku, który uczynił ważnym ośrodkiem na mapie rodzącego się w owym czasie chasydyzmu. Sam będąc zwolennikiem ascetycznego trybu życia, świadom był, że nie jest on odpowiedni dla wszystkich. Twierdził, że cadyk jest przywódcą nie tylko religijnym, ale jego swoista władza rozciąga się na wszystkie strefy życia, stąd często musi godzić rozważania natury mistycznej z rozwiązywaniem trywialnym problemów. Ta dwoistość subtelnej duchowości oraz bolesnej przyziemności spowodowała, że pod koniec życia odsunął się od uczniów skupiając się na mistycznej medytacji. Dziełem życia leżajskiego rebe jest Noam Elimelech czyli Łagodność Elimelecha, która ujrzała światło dzienne dzięki drukarni lwowskiej, w roku 1787, a zatem w roku śmierci cadyka. W świecie szybkich pytań wymagających natychmiastowych odpowiedzi, judaizm a zwłaszcza chasydyzm z wolna zaczyna się jawić jako, owszem kolorowy i interesujący, ale skansen. Charakterystycznie ubrani mężczyźni kojarzą się raczej z postacią z jasełek niż zachęcają do odrobiny zatrzymania i zastanowienia się nad niezmienną i bez skrupułów uzewnętrznianą religijnością. Fotografie autorstwa Dariusza i Wojciecha Kobylańskich są plastycznym zapisem szczególnego dnia dla duchowych uczniów, naśladowców wielkiego cadyka z Leżajska. Każdego 21 dnia miesiąca adar, zatem na przełomie lutego i marca, z całego świata przybywają do Leżajska chasydzi by doświadczyć możliwości obcowania z, jak nazywany jest rebe, Łagodnym Elimelechem. Wspólne modlitwy, biesiadowanie, pozostawianie przy grobie kwitlech, a więc listów zawierających prośby, które zaniesione zostaną do samego Boga dzięki jego wstawiennictwu, wypełniają intensywne godziny w Polsce, mimo zmęczenia po niejednokrotnie długiej podróży. Wystawa Dariusza i Wojciecha Kobylańskich nie jest typowym fotoreportażem – to opowieść, która doskonale ukazuje atmosferę spotkania leżajskich chasydów. Niewątpliwym atutem zbioru zdjęć jest fakt wykonania ich przez ojca i syna. Połączenie dojrzałości z emocjonalnością, spokoju ze spontanicznością wykonawców wpisuje się także znakomicie w sens żydowskiego życia opartego na silnej więzi pokoleniowej. Fotograficzna intuicja, która w przypadku autorów współgra z szacunkiem i dobrym wychowaniem, zaowocowała licznymi ujęciami, które wyręczają podglądających tę uroczystość. Kobylańscy, niezależnie czy to Dariusz czy Wojciech, są odważniejsi, robią krok, dwa lub trzy więcej niż przeciętny człowiek, zawsze jednak są kilka kroków od granicy, za którą kończy się dobry smak. Obiektywy nie zaglądają do modlitewników, ale pokazują ludzi wzruszonych podczas modlitwy, wzruszonych z powodu spotkania. „Chasydzi – Powrót” to wystawa stanowiąca całość, nie ma tutaj zdjęć przypadkowych, będących widocznym wypełniaczem przestrzeni ekspozycyjnej. Jest efekt pracy ludzi, którzy wiedzą co to fotografia, choć twierdzą, że wciąż się trzeba jej uczyć, wiedzą także, co to doskonały, bezbłędny wybór niewielkiej części zdjęć ukazujących delikatną materię, w której niezwykle łatwo się pogubić.
Janusz Kozioł