Część I - Balsaminka Adlerów
Opisując wydarzenia ponurych czasów okupacji niemieckiej opieram się na pisanym od roku 1940 przez mojego ojca pamiętniku. Ojciec zapisywał wydarzenia w miarę ich napływu, niekiedy na gorąco, a częściej po upływie paru dni, po przemyśleniu i sprawdzeniu opisywanych wydarzeń. Jednak weryfikacja nie zawsze była możliwa. Autor wtedy również nie rezygnował z utrwalenia zasłyszanych wiadomości, gdyż obraz życia w środowisku, w którym ludzie żyją tylko prawdą, byłby wypaczony, a codzienność w dużym stopniu uzupełniała i uzupełnia plotka. Społeczeństwo bez plotki podlegałoby idealizacji. Wszechobecna wówczas plotka niejako zastępowała, kalekie podczas okupacji środki przekazu. Niekiedy była jedynym źródłem informacji, wprawdzie niepewnych ale jakże pożądanych. Okoliczności zewnętrzne często zmuszały autora do chwilowego zaniechania notatek, a działo się to zwłaszcza wtedy, gdy nadchodziły wieści o podejrzanych ruchach gestapo. Autor, używający okupacyjnego pseudonimu „Dembrza”, po latach przepisał swoje manuskrypty na maszynie i nadał im tytuł: „Dolina Srebrnych Mgieł”.
Stanisław Nowak – mój ojciec (1902 – 1978) urodził się w Ćwikowie w powiecie Dąbrowa Tarnowska. Był uczestnikiem wojny polsko – bolszewickiej w 1920 r., miał książeczkę wojskową nr 44. Ukończył polonistykę na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Bezpośrednio przed II wojną światową pracował w Liceum Handlowym Koedukacyjnym T.L.H. w Przemyślu. Lata okupacji niemieckiej wraz z rodziną spędził w Kończyskach koło Zakliczyna nad Dunajcem. Tam też uczestniczył w konspiracji i tajnym nauczaniu. Przedstawione przeze mnie wydarzenia miały miejsce w okolicach Zakliczyna, a ojciec uczestniczył w nich osobiście. Z pamiętników ojca, wybrałem wydarzenia związane z miejscowymi Żydami, do których ojciec czuł niekłamaną sympatię.
Do dzisiaj mam przed oczami srebrną balsaminkę, którą przed udaniem się do zakliczyńskiego getta, przyniósł mojemu ojcu na przechowanie syn Adlera - kończyskiego młynarza. Rodzina Adlerów po likwidacji getta w Zakliczynie przewieziona została do Bełżca, gdzie najprawdopodobniej cała została zamordowana. Balsaminka, dzieło wiedeńskiego złotnika, cierpliwie czekała na powrót swego prawowitego właściciela. Towarzyszyła mi od momentu narodzin, aż do włamania do mojego wrocławskiego mieszkania, skąd ją między innymi, skradziono. Zawsze, gdy na nią spojrzałem, wspominałem nieszczęśliwą rodzinę Adlerów i opowiadania rodziców o niej. Gdzie jest obecnie balsaminka Adlerów, nie wiem i nigdy zapewne się nie dowiem. Wiem za to jedno, jej obecny właściciel, jeżeli ona jeszcze istnieje, pojęcia nie ma jaka była jej historia i nawet sobie nie wyobraża, co mogłaby opowiedzieć.
Ponieważ rzecz dotyczy zakliczyńskich Żydów, teraz kilka słów o nich. Pierwsze wzmianki o tej społeczności pochodzą jeszcze z 1649 r. Dokonany w 1921 r. spis powszechny odnotował w Zakliczynie 295 osób narodowości żydowskiej, stanowiło to około 25% mieszkańców. W roku 1939 w Zkliczynie mieszkało 330 Żydów. Miejscowi Żydzi podlegali gminie żydowskiej w Wiśniczu i tam też chowali swoich zmarłych. Podczas okupacji niemieckiej na terenie miasteczka w obrębie ulic Piłsudskiego, Malczewskiego i Browarki, utworzone zostało getto, gdzie na maleńkiej powierzchni stłoczono około 1500 Żydów miejscowych i z innych pobliskich miejscowości (Gromnika, Wojnicza, Czchowa i Bobowej, a także z: Krakowa, Katowic i Tarnowa.). Teren getta obejmował około czterdziestu domów i otoczony był parkanem z desek z drutem kolczastym u góry. Brama wjazdowa znajdowała się między domem przy ulicy Piłsudskiego, w którym pomieszczono „Judenrat”, a domem Ekerta przy rynku. Druga brama znajdowała się u wylotu ul. Piłsudskiego na ul. Malczewskiego. Gdy w 1942 r. getto zostało zlikwidowane, większość jego mieszkańców wywieziono do Bełżca, gdzie zostali wymordowani. Na miejscu pozostało około siedemdziesięciu Żydów, którzy mieli uporządkować teren. Z tych pięćdziesięciu Niemcy rozstrzelali w drugim etapie likwidacji getta, w przeddzień wigilii 23. XII. 1943 r. Pozostałe 20 osób Niemcy wywieźli: cztery kobiety umieścili w getcie w Tarnowie, a resztę rozstrzelali na cmentarzu żydowskim w Brzesku. Z osadzonych w getcie ocaleli jedynie: Regina Hudes, Salcia Ebenholz i młody Benek z Wojnicza. Przed utworzeniem getta zdążyli się ukryć jedynie dwaj młodzi Żydzi Abel i Moryc, ale jakie były ich dalsze losy nie wiadomo. Po wojnie do Zakliczyna przyjechała Salcia Ebenholz i zorganizowała ekshumację rozstrzelanych. W ostatniej partii rozstrzeliwanych był jej brat. Kilku uciekinierów żydowskich pracowało i ukrywało się w lasach stróskich. Budowali oni również bunkry ziemne, gdzie mieszkali oni sami i partyzanci. Poddawani tam byli również szkoleniu wojskowemu. Opiekował się nimi Józef Kusion
ps. „Knieja”, „Kask”.
Dodać jeszcze należy, że w Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego im. E. Ringelbluma przechowywane są zeznania Izraela Dawida Mikołajewicza, który opisał także warunki życia w getcie w Zakliczynie: "Getto zawierało około dwóch tysięcy ludzi. Warunki mieszkaniowe były bardzo ciężkie, po dwadzieścia osób mieszkało w jednym pokoju. W lecie ludzie spali na wolnym polu” (AŻIH, relacja 301/1066).
Leszek A. Nowak
cdn.
W kolejnym odcinku zaprezentujemy fragment historii wojennej rodziny pułkownika Jana Witowskiego i generała Bernarda Stanisława Monda.
Objaśnienie:
Balsaminka - ażurowe naczynie na wonności, wykonane zwykle ze srebra lub z mosiądzu techniką filigranu, rzadziej z drewna, używane przez Żydów w czasie sobotnich modłów. Balsaminki mają często formę wieżyczki ustawionej na podstawce, z ruchomą chorągiewką na szczycie. Znane są też balsaminki w kształcie jaja, kwiatu lub owocu na łodydze, itp. Jedną z takich balsaminek w formie rośliny z owocem prezentujemy na zdjęciu ilustrującym dzisiejszy odcinek. Zdjęcie pochodzi ze zbiorów Cyfrowego Muzeum Narodowego w Warszawie.